Włochy na drodze do legalizacji

Wszystko o legalizacji marihuany, gdzie już można ją zapalić legalnie a gdzie nie.
makap
Gibony
Gibony
Posty: 25
Rejestracja: 1 sie 2016, o 07:34

Włochy na drodze do legalizacji

Post autor: makap »

Czy we Włoszech już niedługo będzie można legalnie palić blanty? Dowiemy się jeszcze w tym roku.

Włoscy parlamentarzyści dostali w lipcu prawdziwy dar od losu – mogli wymierzyć potężny cios tzw. Państwu Islamskiemu, uderzyć w swoich rodzimych mafiozów i zasilić budżet państwa milionami euro. A to wszystko za sprawą jednej tylko reformy. Dziwnym trafem jednak nie skorzystali z tej okazji. Konserwatywni deputowani skutecznie zablokowali historyczną szansę na legalizację marihuany. Projekt ustawy wraca do parlamentu jeszcze w tym roku, ale nadzieję na przełom są już znacznie mniejsze niż przed dwoma miesiącami.

Kolorado we Włoszech

Dzisiaj we Włoszech jest tak, że za blanta co prawda nikt nie wysyła nikogo już do więzienia, ale palenie ciągle może skończyć się nieciekawie – np. mandatem. Bilet do więzienia przysługuje natomiast za sprzedaż i uprawę konopi (nawet niewielkich ilości na własny użytek). Jeśli chodzi o medyczną marihuanę, to w 2013 roku udało się przepchnąć przez parlamentarną maszynerię ustawę zezwalającą na jej sprzedaż, ale już nie uprawę (na szczęście w styczniu 2016 roku poluzowano też kary dla hodowców konopi używających marihuanę do celów medycznych). Mówiąc w skrócie, są to regulacje prawne nieodbiegające od tzw. europejskich standardów.

A jak wygląda pozaprawna rzeczywistość? Tak, że we Włoszech po prostu się pali i coraz więcej ludzi ma już dość kitrania się w krzakach z gramem marihuany. Z badań Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii wynika, że prawie jedna trzecia Włochów przyznaje do ściągnięcia bucha chociaż raz w życiu. Blisko 20% ludzi młodych (tzn. do 34 roku życia) paliło co najmniej raz w ciągu ostatniego roku, a 9% jara regularnie.

Włochy znajdują się tu w ścisłej europejskiej czołówce – razem z Czechami i Francją.

Nic dziwnego zatem, że mają dość prohibicji. Wyniki badania przeprowadzonego przez IPSOS nie pozostawiają wątpliwości. Aż 83% Włochów uważa, że obecne prawo dotyczące marihuany jest niewłaściwe, a 70% uczestników badania podpisało się pod stwierdzeniem, że należy wprowadzić prawo podobne do obowiązującego w stanie Kolorado (gdzie sprzedaż i konsumpcja jest legalna). Reformę popierają nawet przedstawiciele policji.

Głośny sprzeciw zgłasza za to Watykan. Papież Franciszek wielokrotnie podkreślał, że „mówi NIE każdego rodzaju narkotykom”. A przed dwoma laty wprost skrytykował legalizację: „Próby legalizacji, choć ograniczone, tzw. rekreacyjnego użycia narkotyków, są nie tylko wątpliwe z prawnego punktu widzenia, ale nie przynoszą oczekiwanych skutków”. Kościół jest na pewno jednym z najbardziej zagorzałych hamulcowych włoskiej reformy narkotykowej.

Przytłaczająca część społeczeństwa zdaje się akurat w tej sprawie nie przejmować zdaniem Watykanu i pali od lat z podobną częstotliwością.

Ponieważ statystyki nie wskazują na to, żeby spożycie marihuany wzrosło we Włoszech jakoś szczególnie w ostatnich latach, pojawia się pytanie: Dlaczego właśnie teraz w Izbie Deputowanych rozważany jest pomysł legalizacji marihuany? Zadałem je Luigiemu Cornaglii działającemu od lat na rzecz legalizacji. Luigi jest autorem gry karcianej GrowerZ, dzięki której wcielając się w różne postaci (m.in. hipisa, prawnika, studenta) można poznać tajniki uprawy konopi.

– Wydaje mi się, że od 2013 roku mamy do czynienia z nowym pokoleniem we włoskiej polityce. Zauważ, że nawet obecny premier jest dużo młodszy od swoich poprzedników – zaznacza Luigi. – Wreszcie zebrała się spora grupa deputowanych różnych opcji, która popiera legalizację: lewicowi socjaldemokracji, prawicowi liberałowie, populiści. Mimo że zazwyczaj w niczym się nie zgadzają, w tym wypadku są w stanie współpracować.

Razem przeciw mafii


Projekt ustawy, nad którą pracują teraz deputowani, jest odpowiedzią na promarihuanowe nastroje utrzymujące się na południu Europy od dawna. Jeżeli uda się go przeforsować, Włochy dołączą do światowej awangardy regulującej legalne palenie zioła. Pierwszym odważnym był prezydent José Mujica z Urugwaju, który zalegalizował marihuanę w grudniu 2013. Justin Trudeau zapowiada, że na jesieni 2017 roku będzie można spalić się legalnie również w Kanadzie. A już dziś z takiej przyjemności mogą korzystać mieszkańcy Kolorado, Waszyngtonu, Alaski i Oregonu.

Włochy byłyby pierwszym krajem w Europie z tak progresywnym prawem regulującym palenie marihuany.

Założenia włoskiej ustawy są proste. W domu będzie można posiadać 15 gramów marihuany na własny użytek, poza domem 5 gramów. Jeśli chodzi o uprawę krzaków, to obowiązywać będzie limit: 5 na osobę, ale dozwolone będą również wspólne uprawy, tutaj limit wynosi 250 krzaków w grupach do 50 osób. Sprzedażą i produkcją zająć się mają firmy licencjonowane przez państwo. Pięć procent od przychodów ze sprzedaży konopi będzie przeznaczone na walkę z nielegalnym handlem narkotykami. Podtrzymany zostać ma zakaz używania marihuany w miejscach publicznych.

Projekt ustawy jest owocem pracy ponadpartyjnej grupy deputowanych Inter-gruppo Parlamentare Cannabis Legale. Zainicjował ją senator Benedetto Della Vedova. W latach 90. zakładał partię Włoskich Radykałów (RI). Zasiadał przez jedną kadencję w Parlamencie Europejskim. Po rozłamie w partii Radykałów stanął na czele Liberalnych Reformatorów (LR), czyli libertariańskiej centroprawicy. Przewinął się przed kilkoma laty przez Forza Italię (FI) Berlusconiego, z ramienia której był deputowanym. W 2013 wystartował z list koalicji „Z Montim dla Włoch” w wyborach do Senatu. Na rzecz legalizacji działa od dobrych dwudziestu lat. W 1995 został nawet aresztowany – gdy wspólnie z Marco Panellą z partii Radykałów rozdawali na ulicach Rzymu marihuanę.

Dzisiaj poza mandatem senatora pełni też funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i Współpracy Międzynarodowej. Kiedy pytam go, dlaczego teraz we Włoszech pojawiła się szansa na reformę, opowiada najpierw o Stanach i Kolorado. Według Della Vedovy Amerykanie ponieśli porażkę w wojnie z narkotykami, ale teraz znajdują odwagę, żeby się do tego przyznać i skończyć ją przynajmniej na odcinku z marihuaną.

Włoski senator uważa, że 8 listopada powinniśmy wszyscy obserwować referendum legalizacyjne w Kalifornii. – Jeśli tam się uda, to będzie to ostateczny cios dla prohibicji – mówi z nadzieją.

Della Vedova zalicza się do tych 70% społeczeństwa, które chciałoby zobaczyć we Włoszech rozwiązania z Kolorado. I widzi na to duże szanse. – Nawet Komisja Antymafijna, najwyższa państwowa instytucja do spraw zwalczania przestępczości zorganizowanej, zgadza się, że obecny model nie działa, a wydawanie środków na utrzymanie zakazu substancji, która nie jest źródłem żadnych poważnych problemów społecznych, została uznana za marnotrawstwo – zauważa senator.

Uderzenie w mafijne interesy to argument, który we włoskiej dyskusji o legalizacji podnoszony jest chyba najczęściej. – W każdym większym mieście możesz kupić dzisiaj haszysz i marihuanę. Praktycznie 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu – opowiada Luigi Cornaglia. – Teraz cała ta kasa ląduje najpierw w kieszeniach lokalnych gangów (m.in. nigeryjskich, marokańskich, algierskich), a później na kontach włoskich klanów przestępczych.

Prokurator krajowy do spraw zwalczania mafii i terroryzmu Franco Roberti powiedział w rozmowie z Reutersem, że legalizacja byłaby bez wątpienia świetną bronią w walce z przemytnikami i terrorystami. – Z całą pewnością tzw. Państwo Islamskie kontroluje wybrzeże przy Wielkiej Syrcie, czyli libijski szlak przemytu. Biuro Narodów Zjednoczonych ds. narkotyków i przestępczości szacuje, że handel narkotykami przynosi włoskim przestępcom rocznie ponad 32 miliardy euro zysku.

Szansa na dokopanie mafii to jeden z powodów, dla których powstała ponadpartyjna grupa Cannabis legale. – Zależało mi, żeby zbudować szeroką grupę parlamentarną, która będzie funkcjonować poza logiką „większość kontra opozycja”, zwalczy prohibicję i napisze nowe, legalizacyjne prawo.

Dziś popierają nas uznani lekarze, sędziowie, a nawet związki zawodowe policjantów – chwali się Della Vedova.

Z uznaniem o pracach Cannabis legale wypowiada się również Enrico Fletzer, włoski dziennikarz specjalizujący się w prawie narkotykowym: – Rzeczywiście mamy do czynienia z niespotykanym wcześniej przykładem współpracy w parlamencie. Już samo to, że udało się rozpocząć dyskusję w sprawie marihuany na tak wysokim szczeblu, jest rewolucyjne.

Do poprawki


W poniedziałek 25 lipca w Izbie Deputowanych miała odbyć się dyskusja nad projektem złożonym przez Cannabis legale. Pod ustawą podpisało się 220 deputowanych i 80 senatorów – spora część Partii Demokratycznej (PD), wszyscy członkowie koalicji Lewica, Ekologia, Wolność (SEL) i Ruchu Pięciu Gwiazd (M5S), niektórzy liberałowie, a nawet trochę konserwatystów z opozycji. Niestety dyskusja ostatecznie się nie odbyła.

Przeciwnicy legalizacji złożyli blisko 1700 poprawek do proponowanej ustawy. – Jesteśmy całkowicie przeciwni temu projektowi i przesłaniu, które on niesie: że każdy może wedle własnego uznania palić sobie skręty – miał powiedzieć Maurizio Lupi z Nowej Centroprawicy (NCD), ugrupowania, które odpowiedzialne jest za blisko 1300 zgłoszonych poprawek. Większość z nich dotyczy szyku zdań i zmian interpunkcyjnych, ale muszą być rozpatrzone przed przystąpieniem do dyskusji.

Pytam senatora Della Vedovy, co myśli na temat strategii swoich politycznych oponentów. – Cóż, narzędzia obstrukcji parlamentarnej są jak najbardziej uprawnioną formą walki politycznej, podobnie jak wszelkie środki, żeby im przeciwdziałać – odpowiada dyplomatycznie senator, ale zaraz dodaje: – Jednak powiedzmy to sobie otwarcie, zgłoszone poprawki nie dotyczą w gruncie rzeczy treści dokumentu. Ich jedynym celem jest opóźnienie procesu legislacyjnego.

Włoski parlament zebrał się już po wakacyjnej przerwie. Z biura senatora Della Vedovy dowiedziałem się, że legalizacja marihuany nie wróci jednak szybko do porządku obrad. „Wkroczyliśmy właśnie w etap posiedzeń dotyczących budżetu. Zgodnie z włoską konstytucją nie mogą być w tym czasie rozważane projekty nowych ustaw. Spodziewałbym się, że temat legalizacji wróci do parlamentu na przełomie listopada i grudnia” – czytam w mailu od rzecznika senatora Della Vedovy.


Do zobaczenia w 2018


W Izbie Deputowanych zasiada 630 polityków, a w Senacie 315. Łatwo policzyć, że mimo historycznie wysokiego poparcia dla legalizacji, reformatorzy nie mają jeszcze większości. Po lipcowym zderzeniu ze ścianą twardej, parlamentarnej polityki legalizacyjni aktywiści musieli zrewidować swoje oczekiwania. – Chciałbym wierzyć, że uda się to przepchnąć jeszcze w tej kadencji – mówi Luigi Cornaglia. – Ale patrząc realistycznie, nie widzę takiej możliwości. Będziemy chyba musieli poczekać. Co najmniej do 2018 roku.

Premier Mateo Renzi nie myśli teraz z pewnością o marihuanie, tylko o referendum konstytucyjnym, które zbliża się wielkimi krokami. Datę głosowania poznamy 26 września, ale już dziś wiemy, że musi zostać zorganizowane przed 7 października. Wiemy też, że postrzegane jest jako polityczne „być albo nie być” Renziego, który zapowiedział, że ustąpi w przypadku negatywnego wyniku. W sprawie reformy marihuanowej premier pozostawał dotychczas raczej sceptyczny. – Watykan był mu zawsze przychylny, ale kto wie, może Renzi spróbuje przekonać do siebie zwolenników legalizacji i chwilę przed referendum poprze reformę – spekuluje Enrico Fletzer.

Niezależnie od tego, co ustalą deputowani na następnym posiedzeniu, Luigi Cornaglia zamierza wspólnie z innymi działaczami wyjść na ulice i zbierać podpisy pod listem wspierającym tych parlamentarzystów, którzy już poparli legalizację, i zachęcającym pozostałych do włączenia się w prace nad reformą. – Nieważne, czy uda nam się teraz, czy dopiero w 2018 roku. Mamy okazję mówić o tym, że legalizacja konopi to nie tylko uderzenie w interesy przestępców czy lobby farmaceutycznego, ale też sposób na nowe miejsca pracy we Włoszech. I musimy z tej okazji skorzystać – podkreśla Cornaglia.

Mimo trudnej sytuacji optymizmu nie brakuje też senatorowi Benedetto Della Vedovie. – Ci, którzy najgłośniej sprzeciwiają się naszemu projektowi, w dużej mierze należą do tej samej kulturowej i politycznej tradycji, z której wywodzili się przeciwnicy rozwodów, aborcji, in vitro czy związków jednopłciowych. Wierzę, że i w tym przypadku historia pokaże, że reformatorzy stoją po właściwej stronie – kwituje senator.
ODPOWIEDZ